Kiedy myślę, że nic mnie już nie zaskoczy, ZUS robi to ponownie. Trzeci miesiąc z rzędu! Myślałem że wydrukowanie jednej kartki będzie proste, zajmie 3 min (licząc z czekaniem), ale nieee, po co. W poniedziałek pojechałem do miasta, którego nazwa przyprawia mnie o ból głowy, wydrukowałem numerek i w tym czasie wypełniłem druk. Okazało się, że mój druk jest nieaktualny, bo z roku 2013. Wypełniłem druk ponownie, tym razem odpowiednio świeży, wydrukowałem numerek i czekałem. Gdy się doczekałem i już wszystko załatwiłem, coś mnie tchnęło i przeczytałem co na rzekomym, mega wzorcu jest napisane. Oczywiście wzorzec owszem jest dobry, ale nie dotyczy akurat mojej osoby, więc ponownie wydrukowałem numerek, czekałem i wytłumaczyłem, co i jak. Musiałem wypełnić nowy druk (już 3 z kolei) i znowu wydrukować numerek, czekać i dowiedzieć się, że znowu coś jest nie tak... Koniec, końców byłem w pokoju numer 4 jakieś 8 razy i u każdej z pań które tam stacjonują, byłem po dwa razy. Trzy panie nie mogły pojąć dlaczego pani numer 1, nie mogła mi po prostu karty nieróżowej wydrukować i nie byłoby zamieszania, no ale że pani numer 1 była lekko mówiąc gburowata to musiałem uprzykrzyć im wszystkim życie i to przez godzinę. Czy ZUS jest miejscem gdzie zagina się czasoprzestrzeń? Nie. ZUS to miejsce, gdzie zawsze znajdzie się jakaś krowa, która musi być protekcjonalna i to nawet w stosunku do swoich rzekomych koleżanek...
Wiem, strasznie to zawiłe, ale jakoś ciężko mi to wyjaśnić szczegółowo, bo szkoda się denerwować. Ważne, że odnotowane, a kiedyś może nawet będę się śmiać z tego, co się tam stało. Być może już za 3 miesiące, bo znowu będę musiał się tam wybrać...
Envy of Charm
niedziela, 16 lutego 2014
piątek, 31 stycznia 2014
Refleksja. Gdy coś dostajesz za DARMO, znaczy że naprawdę jest za DARMO. Problem tylko w tym, że zazwyczaj albo jest to bezużyteczne, albo brzydkie. Mój super, pro, ekstra, mega bank ING uznał że skoro założyłem konto u nich to w NAGRODĘ, GRATIS, EXTRASSS zrobią mi wizytówki. Taa, założyłem od razu, że będą ohydne, ale nie myślałem że będę musiał się ich aż tak wstydzić.
Ja rozumiem, że nie mogli zrobić nic nadzwyczajnego. Ja rozumiem, że tylko trzy szablony i w ogóle, ale PO CO? Szkoda tych drzew, które są na to przeznaczone, papier jest cienki jak okładka 16 kartowego zeszytu, a sam rozkład tekstu wręcz zabójczy. To wykorzystanie wolnej przestrzeni, te mega niestandardowe pogrubienia. No kosmos. Jeżeli tak ma wyglądać każdy gratis, to ja dziękuję, postoje. Chciałbym poznać tylko tego mistrza, który zadecydował że jest akurat taki a nie inny rozkład tekstu na tej MEGAwizytówce...
Kolejną sprawą jest pozycjonowanie firmy w Internecie. Google maps ssie, albo i nie? Sam nie wiem. Dostałem informację, że jeżeli chcę żeby moje PRZEDSIĘBIORSTWO było na mapie google, muszę poczekać na kartkę pocztową z pinem... Ja rozumiem, że jakąś weryfikację trzeba zrobić, ale że pocztówka z Mountain View? (tak przynajmniej odebrałem to było tam napisane) Can't wait! Poczta od Google! Mam tylko nadzieję, że będzie dostarczona przez prawdziwą pocztę, a nie tych co wygrali przetarg na przesyłki z sądów etc...
Ja rozumiem, że nie mogli zrobić nic nadzwyczajnego. Ja rozumiem, że tylko trzy szablony i w ogóle, ale PO CO? Szkoda tych drzew, które są na to przeznaczone, papier jest cienki jak okładka 16 kartowego zeszytu, a sam rozkład tekstu wręcz zabójczy. To wykorzystanie wolnej przestrzeni, te mega niestandardowe pogrubienia. No kosmos. Jeżeli tak ma wyglądać każdy gratis, to ja dziękuję, postoje. Chciałbym poznać tylko tego mistrza, który zadecydował że jest akurat taki a nie inny rozkład tekstu na tej MEGAwizytówce...
Kolejną sprawą jest pozycjonowanie firmy w Internecie. Google maps ssie, albo i nie? Sam nie wiem. Dostałem informację, że jeżeli chcę żeby moje PRZEDSIĘBIORSTWO było na mapie google, muszę poczekać na kartkę pocztową z pinem... Ja rozumiem, że jakąś weryfikację trzeba zrobić, ale że pocztówka z Mountain View? (tak przynajmniej odebrałem to było tam napisane) Can't wait! Poczta od Google! Mam tylko nadzieję, że będzie dostarczona przez prawdziwą pocztę, a nie tych co wygrali przetarg na przesyłki z sądów etc...
środa, 22 stycznia 2014
Ponieważ, było już o problemach z serii tych przyziemnych, teraz pora na te z serii estetycznych. Firma musi posiadać nazwę, logo, adres www, dobrze jak ma fejsa no i numer telefonu podany na wizytówkach jest bez błędu, no i jeszcze wizytówki, jakieś pozycjonowanie w internetach, email który pomieści spam całego świata, telefon który obsłuży tego maila, no i dobrze byłoby mieć jeszcze jakiekolwiek zdolności obsługi programów graficznych etc. no chyba, że lubicie jak ktoś z was zrzyna jak trzeba usunąć syfka ze zdjęcia, no i jeszcze a propos zdjęć to fajnie jak się umie trzymać aparat. Lista jest długa, można by wyliczać jeszcze całkiem długo, ale to nie to chodzi przecież.
Jeżeli mam być szczery, to wybór nazwy był katorgą. Nie mówię o tej pełnej, która jest wpisana do ceidg, bo tam dużego pola do popisu mi nie zostawili. Myślę o tej, z facebook'a. Czy mi się podoba? Chyba, tak. Czy innym się podoba? No, cóż nie pytałem. Kombinacji stworzyłem, żeby nie przesadzić około 39. Powiem szczerze było naprawdę ciężko. Pytałem znajomych, nieznajomych, koty, psy i chomiki. No po prostu każdego kto tylko się napatoczył. Koniec, końców wybrałem sam, zupełnie niespodziewanie leżąc w łóżku gdy próbowałem zasnąć. Pomyślałem, że sto dziewięćdziesiąt ósma myśl jest zawsze najlepsza i dlatego powstała nazwa ENVY & Charm. Czy ona coś dla mnie znaczy? Myślę, że nie. Nie traktuje tego jako mojego dziecka, które będę pielęgnować, a gdy będzie pełnoletnie zbuntuje się i kopnie mnie w krocze. Jakoś specjalnie nie lubię takich bajeczek, że nazwa powstała w wielkim bólu egzystencji, oraz to swoista cześć oddana mojemu zmarłemu krewnemu/przyjacielowi. Taka mi się podoba i tyle. Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku logo. Usiadłem do PS'a i narysowałem sobie kilka rzeczy, wybrałem zupełnie sam. Wszystko inne samo się jakoś potoczyło, poza stroną www, która na pewno będzie, ale kiedy trudno powiedzieć, bo zbyt wiele mam opcji, a i TWÓRCA tejże strony do mało kreatywnych nie należy. Powiem wam tylko, że będzie epicka, to jest dobre słowo. Przynajmniej taką mam nadzieję, oby Marcin też tak myślał.
Czy to wszystko przychodzi ludziom w wielkich trudach? Nie mam pojęcia. Dla mnie była to momentami walka (kiedy wybierałem czcionkę, pamiętam to do dziś, a żeby było śmieszniej, to właśnie jestem w trakcie zmiany) innym razem zabawa. Dalej czuję, że to nie koniec moich rozterek, bo jeszcze zostały, metki, torby papierowe, kwestia reklamy. No, ale cóż do wszystkiego człowiek dorośnie, tylko niektóre rzeczy potrzebują, po prostu więcej czasu niż inne.
Jeżeli mam być szczery, to wybór nazwy był katorgą. Nie mówię o tej pełnej, która jest wpisana do ceidg, bo tam dużego pola do popisu mi nie zostawili. Myślę o tej, z facebook'a. Czy mi się podoba? Chyba, tak. Czy innym się podoba? No, cóż nie pytałem. Kombinacji stworzyłem, żeby nie przesadzić około 39. Powiem szczerze było naprawdę ciężko. Pytałem znajomych, nieznajomych, koty, psy i chomiki. No po prostu każdego kto tylko się napatoczył. Koniec, końców wybrałem sam, zupełnie niespodziewanie leżąc w łóżku gdy próbowałem zasnąć. Pomyślałem, że sto dziewięćdziesiąt ósma myśl jest zawsze najlepsza i dlatego powstała nazwa ENVY & Charm. Czy ona coś dla mnie znaczy? Myślę, że nie. Nie traktuje tego jako mojego dziecka, które będę pielęgnować, a gdy będzie pełnoletnie zbuntuje się i kopnie mnie w krocze. Jakoś specjalnie nie lubię takich bajeczek, że nazwa powstała w wielkim bólu egzystencji, oraz to swoista cześć oddana mojemu zmarłemu krewnemu/przyjacielowi. Taka mi się podoba i tyle. Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku logo. Usiadłem do PS'a i narysowałem sobie kilka rzeczy, wybrałem zupełnie sam. Wszystko inne samo się jakoś potoczyło, poza stroną www, która na pewno będzie, ale kiedy trudno powiedzieć, bo zbyt wiele mam opcji, a i TWÓRCA tejże strony do mało kreatywnych nie należy. Powiem wam tylko, że będzie epicka, to jest dobre słowo. Przynajmniej taką mam nadzieję, oby Marcin też tak myślał.
Czy to wszystko przychodzi ludziom w wielkich trudach? Nie mam pojęcia. Dla mnie była to momentami walka (kiedy wybierałem czcionkę, pamiętam to do dziś, a żeby było śmieszniej, to właśnie jestem w trakcie zmiany) innym razem zabawa. Dalej czuję, że to nie koniec moich rozterek, bo jeszcze zostały, metki, torby papierowe, kwestia reklamy. No, ale cóż do wszystkiego człowiek dorośnie, tylko niektóre rzeczy potrzebują, po prostu więcej czasu niż inne.
środa, 15 stycznia 2014
Jedną z najpoważniejszych zalet telefonów jest, to że istnieją, ale kolejną w przypadku prowadzenia firmy jest fakt że:
a) możesz wliczyć rachunek w koszty
b) każda rozmowa którą prowadzisz w US i ZUS jest nagrana
O tym też dziś napiszę, bo chociaż poprzednio pojawił się wpis o tym jak to ZUS działa, nie wspomniałem o 10 telefonach które w międzyczasie wykonałem. Rozmowy są rejestrowane, co daje Nam zwykłym ludziom, niepodważaną kartę przetargową w przypadku problemów. Gdy Pani źle powie, a Ty to zrobisz, problem będzie już po obu stronach, więc i ew. batalia jest trochę prostsza. Wiem. Z ZUSem nie wygrasz, ale walczyć można zawsze, jeżeli tylko wystarczy Ci zimnej krwi. Charakterystyka rozmowy przez telefon jest krótko mówiąc zwięzła. Gdy już nauczysz się, że gdy za dwunastym podejściem dodzwonisz się wreszcie to osoby która nie jest automatem, nie tłumacz jej, że masz na imię tak i tak, a firmę założyłeś wtedy i tam. Powiedz bardzo szybko (bo przecież inni też się chcą dodzwonić, a TY blokujesz jedyny czynny numer, chociaż podane jest 5 różnych) co chcesz wiedzieć i grzecznie czekaj, słuchając bardzo irytującej melodyjki, aż ktoś wreszcie odbierze. WAŻNE. Zapisz na kartce o co dokładnie chcesz zapytać, bo gwarantuje, że w przypływie emocji i czasu jaki stracisz na połączenie zapomnisz o większości spraw. Gdy już osiągniesz ten międzygwiezdny stan umysłu, bo melodyjka Cię zahipnotyzowała, nagle w słuchawce odezwie się niemrawe, zdenerwowane coś. To coś, to niezaprzeczalnie najbardziej poirytowana osoba w ZUSie - Pani Informacja. Tej Pani niestety, musisz opowiedzieć, wszystko baardzo wolno, ze szczegółami (bo przecież, nie chcesz żeby Cię przełączyła przez przypadek do innej Pani Informacji) i zadać jedno - dosłownie JEDNO, pytanie. Gdy otrzymasz odpowiedź, a jest nią zazwyczaj tylko i wyłącznie TAK/NIE, wtedy musisz zadać następne, uzupełniające. Nie ma tak prosto. Pani Informacja się nie wysili, nie odpowie ot, tak logicznie. O nie. Gdy już przeczytasz wszystkie pytania ze swojej kartki i powiedzmy, że dowiesz się wszystkiego, należy się grzecznie pożegnać, a w duchu pomodlić o duszę tej kobiety, by nie poszła do piekła, bo na bank wtedy zamarznie (piekło, nie kobieta). Gdy się rozłączysz i popatrzysz na zegarek jest szansa, że minęła prawie godzina. Coś jak dziura czasoprzestrzenna, tyle że bardziej nieprzyjazna dla organizmów żywych.
Chciałbym też wspomnieć o infolinii ZUSu, ale niestety poza tym, że istnieje więcej nic nie wiem. Legenda głosi, że komuś kiedyś udało się dodzwonić do żywej osoby, ale ja w to nie wierzę, bo przecież to fizycznie nie możliwe - jeden numer telefonu do instytucji obsługującej całą Polskę...
a) możesz wliczyć rachunek w koszty
b) każda rozmowa którą prowadzisz w US i ZUS jest nagrana
O tym też dziś napiszę, bo chociaż poprzednio pojawił się wpis o tym jak to ZUS działa, nie wspomniałem o 10 telefonach które w międzyczasie wykonałem. Rozmowy są rejestrowane, co daje Nam zwykłym ludziom, niepodważaną kartę przetargową w przypadku problemów. Gdy Pani źle powie, a Ty to zrobisz, problem będzie już po obu stronach, więc i ew. batalia jest trochę prostsza. Wiem. Z ZUSem nie wygrasz, ale walczyć można zawsze, jeżeli tylko wystarczy Ci zimnej krwi. Charakterystyka rozmowy przez telefon jest krótko mówiąc zwięzła. Gdy już nauczysz się, że gdy za dwunastym podejściem dodzwonisz się wreszcie to osoby która nie jest automatem, nie tłumacz jej, że masz na imię tak i tak, a firmę założyłeś wtedy i tam. Powiedz bardzo szybko (bo przecież inni też się chcą dodzwonić, a TY blokujesz jedyny czynny numer, chociaż podane jest 5 różnych) co chcesz wiedzieć i grzecznie czekaj, słuchając bardzo irytującej melodyjki, aż ktoś wreszcie odbierze. WAŻNE. Zapisz na kartce o co dokładnie chcesz zapytać, bo gwarantuje, że w przypływie emocji i czasu jaki stracisz na połączenie zapomnisz o większości spraw. Gdy już osiągniesz ten międzygwiezdny stan umysłu, bo melodyjka Cię zahipnotyzowała, nagle w słuchawce odezwie się niemrawe, zdenerwowane coś. To coś, to niezaprzeczalnie najbardziej poirytowana osoba w ZUSie - Pani Informacja. Tej Pani niestety, musisz opowiedzieć, wszystko baardzo wolno, ze szczegółami (bo przecież, nie chcesz żeby Cię przełączyła przez przypadek do innej Pani Informacji) i zadać jedno - dosłownie JEDNO, pytanie. Gdy otrzymasz odpowiedź, a jest nią zazwyczaj tylko i wyłącznie TAK/NIE, wtedy musisz zadać następne, uzupełniające. Nie ma tak prosto. Pani Informacja się nie wysili, nie odpowie ot, tak logicznie. O nie. Gdy już przeczytasz wszystkie pytania ze swojej kartki i powiedzmy, że dowiesz się wszystkiego, należy się grzecznie pożegnać, a w duchu pomodlić o duszę tej kobiety, by nie poszła do piekła, bo na bank wtedy zamarznie (piekło, nie kobieta). Gdy się rozłączysz i popatrzysz na zegarek jest szansa, że minęła prawie godzina. Coś jak dziura czasoprzestrzenna, tyle że bardziej nieprzyjazna dla organizmów żywych.
Chciałbym też wspomnieć o infolinii ZUSu, ale niestety poza tym, że istnieje więcej nic nie wiem. Legenda głosi, że komuś kiedyś udało się dodzwonić do żywej osoby, ale ja w to nie wierzę, bo przecież to fizycznie nie możliwe - jeden numer telefonu do instytucji obsługującej całą Polskę...
poniedziałek, 13 stycznia 2014
Ponieważ twierdziłem, że będzie to też poradnik, tak też dziś uczynię. Jeżeli chcesz założyć działalność i żyć jak wcześniej, to zapomnij o tym. Weź duży rozbieg, zacznij biec i z całym impetem uderz głową w mur. Jeżeli to nic nie zmieniło i nadal chcesz założyć działalność, zrób to, TYLKO NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ.
Samo założenie firmy w Polsce, zostało uproszczone do minimum. Wchodzisz na stronę ceidg, wypełniasz wszystkie okienka, pamiętając że klawisz backspace cofa czasem nie tylko tekst, ale również stronę, co powoduje, że musisz zacząć od początku wypełniać wszystkie okienka. Gdy już dotrzesz do końca, wybierasz gdzie (urząd miasta etc) podpisujesz papierek (dosłownie bo to pół kartki A4) i z tym papierkiem lecisz, pędzisz do najbliższego ZUSu (pozdrawiamy). Gdy już ogarniesz jak wydrukować odpowiedni numerek by wejść do ODPOWIEDNIEGO pokoju, dowiesz się że trzeba było wypełnić wcześniej arkusz ZUS ZUA, co też powinieneś z łatwością uczynić (tak serio, to wcale nie). Jeżeli chcesz płacić mniejszy ZUS przez dwa pierwsze lata, to musisz znać ściśle tajny kod tej czynności, który jakimś trafem znają tylko największe umysły kosmosu - czyli panie w ZUSie. Gdy już wypełnisz ten cudowny ZUA, to następuje cisza. Nikt nic nie mówi, tylko ta cisza coś podpowiada, że to wcale nie koniec twojej, wizyty. Jednak, że cisza się wydłuża, a pani z dziwną niebieską kreską pod okiem nadal nic nie mówi, wychodzisz szybko i uciekasz. UCIEKASZ słysząc w oddali że należy później (nie wiadomo, co znaczy w ZUSie później) wypełnić SŁOWO KLUCZ - deklarację... Twoja niepewność wzrasta, bo w Internecie nie ma ani słowa, o DEKLARACJI. Gdy wreszcie jakimś cudem wpadniesz na to, że chodzi o ZUS DRA, jesteś w stanie wypełnić jakieś 13% tabel na tym arkuszu. Gdy masz dużo odwagi w sobie (zupełnie jak ja), wyruszasz w nieznane... Jedziesz ponownie do swojego ukochanego ZUSu, znów drukujesz odpowiedni numerek, by wejść do ODPOWIEDNIEGO pokoju i powiedzieć z rozczuleniem, że nie wiesz co masz wpisać, tu, tam i tu. Opcje są dwie. Zła, że pani z niebieską kreską pod okiem, powie że ona tutaj tylko pracuje. ALBO, że przeczyta twój NIP i wydrukuje Ci magiczny papier, który nie będzie różowy i tam będzie wszystko pisać, ile masz zapłacić w tym miesiącu. Z tym nieróżowym papierem udajesz się do najbliższego komputera i grzecznie płacisz dwoma przelewami na swoją przyszłą emeryturę. Co ja gadam, na emeryturę kogoś kto jej właśnie potrzebuje. Żeby było jeszcze trudniej, to w kolejnym miesiącu musisz znowu wypełnić ZUS DRA, bo ten który wypełniałeś był za niepełny miesiąc (więc i kwota była mniejsza - jupi) i wtedy jak, wypełnisz drugi raz ZUS DRA to już w ZUSie szukać niczego nie musisz. Oczywiście teoretycznie...
Samo założenie firmy w Polsce, zostało uproszczone do minimum. Wchodzisz na stronę ceidg, wypełniasz wszystkie okienka, pamiętając że klawisz backspace cofa czasem nie tylko tekst, ale również stronę, co powoduje, że musisz zacząć od początku wypełniać wszystkie okienka. Gdy już dotrzesz do końca, wybierasz gdzie (urząd miasta etc) podpisujesz papierek (dosłownie bo to pół kartki A4) i z tym papierkiem lecisz, pędzisz do najbliższego ZUSu (pozdrawiamy). Gdy już ogarniesz jak wydrukować odpowiedni numerek by wejść do ODPOWIEDNIEGO pokoju, dowiesz się że trzeba było wypełnić wcześniej arkusz ZUS ZUA, co też powinieneś z łatwością uczynić (tak serio, to wcale nie). Jeżeli chcesz płacić mniejszy ZUS przez dwa pierwsze lata, to musisz znać ściśle tajny kod tej czynności, który jakimś trafem znają tylko największe umysły kosmosu - czyli panie w ZUSie. Gdy już wypełnisz ten cudowny ZUA, to następuje cisza. Nikt nic nie mówi, tylko ta cisza coś podpowiada, że to wcale nie koniec twojej, wizyty. Jednak, że cisza się wydłuża, a pani z dziwną niebieską kreską pod okiem nadal nic nie mówi, wychodzisz szybko i uciekasz. UCIEKASZ słysząc w oddali że należy później (nie wiadomo, co znaczy w ZUSie później) wypełnić SŁOWO KLUCZ - deklarację... Twoja niepewność wzrasta, bo w Internecie nie ma ani słowa, o DEKLARACJI. Gdy wreszcie jakimś cudem wpadniesz na to, że chodzi o ZUS DRA, jesteś w stanie wypełnić jakieś 13% tabel na tym arkuszu. Gdy masz dużo odwagi w sobie (zupełnie jak ja), wyruszasz w nieznane... Jedziesz ponownie do swojego ukochanego ZUSu, znów drukujesz odpowiedni numerek, by wejść do ODPOWIEDNIEGO pokoju i powiedzieć z rozczuleniem, że nie wiesz co masz wpisać, tu, tam i tu. Opcje są dwie. Zła, że pani z niebieską kreską pod okiem, powie że ona tutaj tylko pracuje. ALBO, że przeczyta twój NIP i wydrukuje Ci magiczny papier, który nie będzie różowy i tam będzie wszystko pisać, ile masz zapłacić w tym miesiącu. Z tym nieróżowym papierem udajesz się do najbliższego komputera i grzecznie płacisz dwoma przelewami na swoją przyszłą emeryturę. Co ja gadam, na emeryturę kogoś kto jej właśnie potrzebuje. Żeby było jeszcze trudniej, to w kolejnym miesiącu musisz znowu wypełnić ZUS DRA, bo ten który wypełniałeś był za niepełny miesiąc (więc i kwota była mniejsza - jupi) i wtedy jak, wypełnisz drugi raz ZUS DRA to już w ZUSie szukać niczego nie musisz. Oczywiście teoretycznie...
piątek, 10 stycznia 2014
Tytułem wstępu, chciałbym od razu napisać, że nie wiem, co z tego wyniknie, ile się to utrzyma w odmętach internetów i czy w ogóle, będę miał ochotę.
Ponieważ modnym jest się w Internecie sprzedać, tak też robię. Głównie chyba, po to by podnieść się kiedyś na duchu, gdy będę to czytać. Chciałby, żeby ten blog był swoistym dziennikiem. Opisem perypetii w prowadzeniu firmy w Polsce, oraz tego jak wiele ludzi nie wie, od czego zacząć. Może będzie to też poradnik? Sam nie wiem. Pokrótce dla niezorientowanych, mam już prawie 23 lata na karku, bez sukcesów, konkursów, tytułów. Samouk. Do wszystkiego dążę wyboistą drogą pełną zwrotów akcji (w większości serwowanych przez samego siebie, tak dla sportu). Końcem roku 2013 założyłem własną działalność gospodarczą, która w założeniu ma dostarczać mi środków do życia. Jak z tym będzie? Zobaczymy. Czym się zajmuje zapytacie. Otóż szyciem. Tak, niektórych może to dziwić - dwudziestotrzyletni gość który został krawcem. Można się już przestać śmiać. Dla mnie nie ma w tym nic dziwnego, ale spotkałem się już z różnymi opiniami. Dlaczego akurat tak, a nie inaczej? Cóż, zawsze chciałem mieć kreatywne zajęcie, a że potrafię szybko uczyć się rzeczy manualnych i związanych z tworzeniem, to padło na krawiectwo. W świecie zdominowanym przez kobiety (co jest tylko i wyłącznie obiegową opinią, nie mającą nic wspólnego z prawdą), wcale łatwo nie będzie, ale nikt nie obiecał, że będzie. Na razie to tyle.
Ponieważ modnym jest się w Internecie sprzedać, tak też robię. Głównie chyba, po to by podnieść się kiedyś na duchu, gdy będę to czytać. Chciałby, żeby ten blog był swoistym dziennikiem. Opisem perypetii w prowadzeniu firmy w Polsce, oraz tego jak wiele ludzi nie wie, od czego zacząć. Może będzie to też poradnik? Sam nie wiem. Pokrótce dla niezorientowanych, mam już prawie 23 lata na karku, bez sukcesów, konkursów, tytułów. Samouk. Do wszystkiego dążę wyboistą drogą pełną zwrotów akcji (w większości serwowanych przez samego siebie, tak dla sportu). Końcem roku 2013 założyłem własną działalność gospodarczą, która w założeniu ma dostarczać mi środków do życia. Jak z tym będzie? Zobaczymy. Czym się zajmuje zapytacie. Otóż szyciem. Tak, niektórych może to dziwić - dwudziestotrzyletni gość który został krawcem. Można się już przestać śmiać. Dla mnie nie ma w tym nic dziwnego, ale spotkałem się już z różnymi opiniami. Dlaczego akurat tak, a nie inaczej? Cóż, zawsze chciałem mieć kreatywne zajęcie, a że potrafię szybko uczyć się rzeczy manualnych i związanych z tworzeniem, to padło na krawiectwo. W świecie zdominowanym przez kobiety (co jest tylko i wyłącznie obiegową opinią, nie mającą nic wspólnego z prawdą), wcale łatwo nie będzie, ale nikt nie obiecał, że będzie. Na razie to tyle.
Subskrybuj:
Posty (Atom)