Kiedy myślę, że nic mnie już nie zaskoczy, ZUS robi to ponownie. Trzeci miesiąc z rzędu! Myślałem że wydrukowanie jednej kartki będzie proste, zajmie 3 min (licząc z czekaniem), ale nieee, po co. W poniedziałek pojechałem do miasta, którego nazwa przyprawia mnie o ból głowy, wydrukowałem numerek i w tym czasie wypełniłem druk. Okazało się, że mój druk jest nieaktualny, bo z roku 2013. Wypełniłem druk ponownie, tym razem odpowiednio świeży, wydrukowałem numerek i czekałem. Gdy się doczekałem i już wszystko załatwiłem, coś mnie tchnęło i przeczytałem co na rzekomym, mega wzorcu jest napisane. Oczywiście wzorzec owszem jest dobry, ale nie dotyczy akurat mojej osoby, więc ponownie wydrukowałem numerek, czekałem i wytłumaczyłem, co i jak. Musiałem wypełnić nowy druk (już 3 z kolei) i znowu wydrukować numerek, czekać i dowiedzieć się, że znowu coś jest nie tak... Koniec, końców byłem w pokoju numer 4 jakieś 8 razy i u każdej z pań które tam stacjonują, byłem po dwa razy. Trzy panie nie mogły pojąć dlaczego pani numer 1, nie mogła mi po prostu karty nieróżowej wydrukować i nie byłoby zamieszania, no ale że pani numer 1 była lekko mówiąc gburowata to musiałem uprzykrzyć im wszystkim życie i to przez godzinę. Czy ZUS jest miejscem gdzie zagina się czasoprzestrzeń? Nie. ZUS to miejsce, gdzie zawsze znajdzie się jakaś krowa, która musi być protekcjonalna i to nawet w stosunku do swoich rzekomych koleżanek...
Wiem, strasznie to zawiłe, ale jakoś ciężko mi to wyjaśnić szczegółowo, bo szkoda się denerwować. Ważne, że odnotowane, a kiedyś może nawet będę się śmiać z tego, co się tam stało. Być może już za 3 miesiące, bo znowu będę musiał się tam wybrać...